Dziwne to były czasy!
Dojeżdżałem do szkoły pociągiem z Minkowic. Pięć kilometrów rowerem, który sam złożyłem w czterdziestym piątym lub szóstym. Czasami jechałem pociągiem. Siadało się na podłodze wagonu i majtało nogami. Podręczniki kupowałem w empiku za złotówkę. Po rosyjsku, gdyż były kilkakrotnie tańsze. Pamiętam Bogdę z naszej klasy; na dużą przerwę wybiegała do kiosku po rogalika za 1 zł. Jak ja jej zazdrościłem tych rogalików, tak jak Sławińskim ich kanapek z sadzonymi jajkami! Pani od rosyjskiego płakała , kiedy przypomniała sobie, ze Stalin i Bierut nie żyją. Zebrała nas kiedyś w gabinecie biologicznym i prosiła o obserwowanie „podejrzanych” uczniów.
Mieliśmy cudownych nauczycieli. Paluch, który dając mi klucze od pracowni fizycznej nie przypuszczał, iż z karabinu maszynowego, z pracowni fizycznej szkoły ostrzelamy robotników WSK wracających z pracy [przez tory kolejowe vis a vis szkoły].:) Eksperymentowaliśmy z odrzutowym silnikiem pulsacyjnym. Wystawiliśmy przez okno i jak udało się nam go uruchomić..........du du du du du -pracował jak działko! Płomień na dwa metry. Huk straszliwy! Nie zdając sobie z tego sprawy, schowaliśmy silnik, zamknęliśmy pracownię, i do domu. Jeszcze tego samego dnia po mieście gruchnęła wiadomość, że uczniowie liceum ostrzelali robotników. Ale jakoś się rozeszło po kościach. A chemiczka! Wymagająca, a jednak wszyscy ją lubili. Uczyła nas również niemieckiego po latach doceniłem to będąc dwa tygodnie w Galerii Drezdeńskiej. A nasza polonistka, pani Hanna Maciak! - piękna! mądra! cudowna! Ja na potańcówkę w szkole przychodziłem w dużych, narciarskich butach -moich pierwszych, nowych ,ciepłych butach, które chowałem pod krzesło gdy współczująco patrzyła na nie nasza polonistka. Właśnie Ona. Czy to był dyrektor Denis czy Rubaj nie pamiętam ale pamiętam, że gdy zbiłem portret Bieruta rzucając trampkiem w Górniewskiego, to dyrektor sprawił, że instruktorka [czy jak się to nazywało] od organizacji młodzieżowych ukręciła sprawie łeb. Mój ojciec przedwojenny sędzia, oficer AK i matka - sybiraczka, sierota wychowana i finansowana przez wojsko- nauczycielka [w czasie powrotu do Polski w 1920 straciła rodziców i rodzeństwo.] myśleli że po wojnie będzie inaczej, że Polska będzie wolna od bolszewików], bardzo dużo mówili mi o historii o tym co dzieje się w Polsce i w Europie. Wiedziałem więcej niż moi koledzy, którzy uczyli się historii w szkole. W 1956 było Powstanie Węgierskie. Chyba dotarło do mnie "Pod wiatr" (pisemko studenckie podziemne) Stamtąd dowiedzieliśmy się co się dzieje w Budapeszcie i wtedy właśnie wymyśliliśmy, że zmienimy nazwę głównej ulicy Świdnika. Do tej pory nazywała się "ul. Stalina", a może "Stalingradzka" - już nie pamiętam. Z Włodkiem Stefanowskim i Marianem Zdunkiem ( już nieżyjącym) z mojej klasy, przygotowaliśmy osiem tabliczek: "Al. Bohaterów Budapesztu" - w szkole, w piwnicy pod schodami wejściowymi na lewo. Mam wrażenie, że woźny widział, co robimy, bo dziwnie pochrząkiwał na nasz widok, kiedy sprawa stała się głośna. W nocy, we trzech, pozdejmowaliśmy stare tabliczki z budynków na ul. Stalina i przybiliśmy nasze. Mieliśmy 17 lat, byliśmy uczniami liceum, chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy, czym ryzykujemy. Przecież ktoś musiał nas słyszeć i widzieć - fabrykę WSK ochraniało wtedy KBW, milicja, ubecy. Podczas wbijania gwoździ na wysokości pierwszego piętra musiało nas słyszeć kilkadziesiąt osób! Osiem tabliczek! Około trzydziestu wielkich gwoździ! Nikt na nas nie doniósł, a przecież w szkole musieli wiedzieć, że to my. Do tej pory nie wiadomo, dlaczego tabliczki wisiały kilka dni, nikt ich nie zdjął, sprawców nie znaleziono. Tylko niektórzy w szkole patrzyli na nas dziwnie. Piątego lub czwartego dnia pojawiły się nowe tabliczki z nazwiskiem naszego klasowego kolegi Sławińskiego „ul. Sławińskiego". Takie były czasy. Taka była nasza Szkoła. Tacy byli i Nauczyciele i my. To było pięćdziesiąt lat temu, ale tak było! Były też i inne sprawy ale o nich może ktoś inny przypomni a Pani Anna Adamczyk to wszystko usystematyzuje. Chyba warto.
Jerzy Błażyński 16.11.2006 r.
Pan Jerzy Błażyński został uhonorowany Medalem 50-lecia Powstania Węgierskiego przez ambasadora Węgier 16 grudnia 2006 roku. Gratulujemy.
To dzięki niemu i innym chłopakom z naszej szkoły przez kilka dni, główna ulica Świdnika była pierwszą ulica w Polsce upamiętniającą tamte wydarzenia.